21 October 2013

Eli, Eli – Wojciech Tochman i Grzegorz Wełnicki




Wojciech Tochman w  dawnym wywiadzie mówi, że już nie uważa, że powinniśmy wiedzieć, zdawać sobie sprawę co się dzieje. Teraz „pisząc o ludobójstwie, daję więc czytelnikowi wybór: chcesz – czytaj. Nie chcesz – nie ma sprawy. Znieczulenie i ciach-ciach”.
Tytuł książki to słowa Chrystusa na krzyżu, słowa zwątpienia Eli, Eli, lama sabachthani? (Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?). Bo Bóg opuścił nie tylko Chrystusa ale i Onyx, dzielnicę biedy w Manili. 

Niesamowita książka. Uczciwa i rzetelna. Nie mogę przestać o niej myśleć, o fotografiach Grzegorza Wełnickiego, które mam nadzieję, ruszą „ w Polskę na wystawy”. Pierwsza już jest w Warszawie.  

Eli, Eli – to opowieść o Filipinach, o dzielnicy nędzy Onyxie - biednej, zaskakującej  prostymi uczuciami, bo wszystko tu jest może prostsze - dobre, albo złe. Skrót uczuciowy.
Pewne rzeczy chętnie wartościujemy i jesteśmy pewni, że robimy wszystko według naszych kryteriów, że sytuacja nas nie zaskoczy. 
U Wojciecha Tochmana w Eli, Eli zaskakuje mnie każdy rozdział książki. A przecież wiem co to jest bieda, slumsy, rozpacz, śmierć. Wiem? Tu zaczyna się mieszanka nastrojów. A co wiedzą turyści biorący udział w True Manila, wyprawach do slumsów. Można wpisać do internetu i zobaczyć , że to możliwe. Facebook, strona internetowa, przyjaciele, przyłącz się do nas. A obok bogaty świat Metro Manila - banki, hotele, pasuje do nich doskonale brawurowa wizja Świąt Wielkanocnych w centrach handlowych z Chrystusem na krzyżu, na wszystkim przecież można zarabiać. 
Świat jest pełen nierówności ekonomicznych, immigrantów szukających lepszego życia i umierających często u wrót wymarzonego raju. Nie możemy pomóc, czy tylko będzie nam trochę smutno? Jak mogę pomóc? Jestem wdzięczna autorowi, że wyłuskał ze mnie to pytanie, które być może gdzieś się we mnie kołatało, a teraz wiem, że jest, że nie da mi spokojnie spać.
Najtrudniej nam reagować kiedy czujemy upokorzenie.
Ale może od tego zaczyna się zdolność reakcji na cudze cierpienie?
Autor zadaje sobie pytania czy intencje reportera i fotografa są czyste. I jak osiągnąć tę nieskazitelność uczuć. Pomaga mu w tym Susan Sontag. Z jej „Widoku cudzego cierpienia” ja też wybrałam fragment:

Wskazać piekło, nie znaczy, rzecz jasna, powiedzieć nam cokolwiek o tym jak ludzi z niego wyrwać, ani jak przygasić jego płomienie. A jednak umocnienie własnego poczucia i uznanie tego jak wiele cierpienia, spowodowanego ludzka nikczemnością, jest w świecie, który dzielimy z innymi, wydaje się dobrem samym w sobie.
Dzisiaj nie można już nie wiedzieć, tylko jeszcze trzeba zastanowić się co zrobić z tą wiedzą o cierpieniu.
W pokoju, na gazetach, suszę orzechy, na jednej z nich widzę tytuł – Przyjedź, na Filipinach jest zabawniej. Wyciągam dodatek z 20 września do GW. Obchody 40 lecia przyjaźni polsko-filipinskiej, zdjęcia kwiaty, wzrost liczby turystów z Polski do ponad 4000 tysięcy. A więc raj wciąż istnieje obok dzielnic nędzy.
Świadomość, emocje – niech zostaną, świat zmienia się i może nie wszystko będzie gorsze, jeśli będziemy wiedzieć, że granica między rajem a Onyxem jest krucha.

Szukajmy możliwości co możemy zrobić, jak pomóc innemu człowiekowi. Ten ktoś może być bardzo blisko nas.

13 October 2013

Żeglowanie jest koniecznością


Navigare necesse est, vivere non est necesse

Żeglowanie jest koniecznością, życie nie jest koniecznością

                        


Gdy tęsknota za kobietą jest dostatecznie silna, wyobraźnia stwarza tak realne pozory jej wszechobecności, że żyje się niby we śnie, a ból tęsknoty powraca tylko paroksyzmami przebudzeń.

Gdy tęskni się za górami, za ich przestrzenią, zapachem, światłem – ich brak odczuwa się stale jak wygnanie do obcego kraju.
Pozostają wspomnienia i jakaś bezsensowna podświadoma chęć wciagnięcia innych do współudziału w uwielbianiu i tęsknocie do nich.

Lech Utracki - Notatnik Alpejski

20 September 2013

Narażony na marzenia

Wspaniałe spotkanie z Simonem Moro na Festiwalu Filmów Górskich w Zakopanem, ale prawdziwą perełką był jego własny film - Exposed to Dreams.
Warto zobaczyć co dzieje się pod Everestem, jak bardzo zmienił sie himalaizm.


http://www.planetmountain.com/english/gallery/img_d.php?keyID=18096&autore=archivio%20S.%20Moro

Helikopter ratowniczy w Himalajach, pilotowany przez Simone Moro.

http://vimeo.com/60999603




01 September 2013

Irlandzkie Gadanie

Gdy wyjeżdżałam w tym roku do Irlandii, przepisałam fragment wiersza Seamusa Heaneya - Gaeltacht. Nigdy nie przypuszczałam, że poeta odejdzie tak szybko i dołączy do Barlo i Paddy Joe.


Gaeltacht

Co ja bym, mon vieux, dał za to, żebyśmy we trzech – Barlo, ty,
Ja – byli znów w Rosguill, tam gdzie Szosa Atlantycka, w lecie
Roku tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego, gdy
Barlo żył jeszcze

I żeby byli też Paddy Joe, Dicky iChips Rafferty
Z ich irlandzkim gadaniem, bo w takim wariancie im razem
Towarzyszyłyby Aoibheann Marren i Margaret Convay,
I Deidre Morton i Niamh i M. i ta druga M.

Tak wszyscy i jeszcze żeby to było tak urządzone
Na stałe: abyśmy my dzisiejsi mogli widzieć nas samych sprzed lat
Słyszeć, cosmy mówili i aby także mój sonet –

Imitacja z Dantego, tej sceny, gdzie on sam wreszcie wychodzi
Na wolność, z Lapo, Guido, dziewczęta czekają na niego w łodzi –
Mógł być taśmą splątaną, na której gadaninę naszą nagrał wiatr.


zdjęcie ze strony:  http://www.bbc.co.uk/news/entertainment-arts-13930435

Droga Powrotna


Czytamy gorące  nagłówki w codziennych gazetach – trochę nas dotyczą, bardziej przerażają – najpierw Irak, potem Afganistan, Birma , Syria, Egipt – wszędzie ludzie walczą o wolność? O wolność – może powiedzmy mniej patetycznie – o swoją godność. 
Gdy zobaczyłam tytuł w gazecie – w dalekim, biednym kraju ginęły następne osoby, a ja za chwilę zjem śniadanie, wypiję kawę. Tak jest przecież zawsze, nie chcę epatować nikogo moją obojętnością, albo  moją szczególną wrażliwością na tematy światowe.

http://www.thegorgeousdaily.com/albert-carel-willink/

Historia, polityka, świat ekonomiczny i społeczny, świat fizyczny i nawet niebo otaczają mnie koncentrycznymi kolami, z których nie mogę uciec przez myśl, nie udzielając każdemu  cząsteczki mojej osoby. Jak kamień, który uderzając o  powierzchnię wody wywołuje na niej kręgi, zanim wpadnie wgłąb – aby osiągnąć dno, muszę naprzód rzucić się do wody. Świat zaczął się bez człowieka i skończy się bez niego.

Może jedyny ważny moment to ten, gdy czytamy słowa i słuchamy muzyki .
Nasza droga powrotna? Nie chcemy o niej wiedzieć, ale przecież jest. Od kiedy się zaczyna - gdy zaczynamy myśleć, że życie ucieka  za szybko,gdy promienie porannego słońca zaczynają być upragnione jak nigdy przedtem.
Człowiek na deszczowych ulicach – w samotnym autobusie – nie ma następnego przystanku – teraz będziemy jechać i jechać bez kierowcy.
Gdy żadna nauka nie umie dać schronienia – nie ma już nadziei? – A co z fizyką – naukowiec uwierzy, będzie wyliczał zdarzenia ze wzorów. Nie umiemy ułożyć naszych najprostszych równań – naszej tęsknoty, naszej miłości.
A jednak istnieję.




22 August 2013

Aleksander Błok - fragment Dziennika


      Akt dramatu polega na walce poety z pospólstwem, czernią, na nieuchronnym przystosowaniu się poety, jako niedoskonałego organizmu, zdatnego tylko do wewnętrznego bezkresnego życia — do czerni  jako organizmu nadającego się tylko do życia zewnętrznego. Kończy się to  zawsze zgubą poety jako instrumentu, który rdzewieje i traci dźwięczność w warunkach otaczającego zewnętrznego życia. To życie ma rację: niczego ono prócz pożytku nie potrzebuje, wszystko co ponadto, uważa za wroga, który pragnie stare życie unicestwić, aby stworzyć w jego miejscu nowe.

      Instrument ginie, zrodzone przezeń dźwięki zostają i nadal sprzyjają temu celowi, dla którego stworzona jest sztuka: doświadczaniu serc, dokonywaniu wyboru w zwałach ludzkiej szlaki, wydobywaniu pierwiastków nieludzkich — gwiezdnych, demonicznych, anielskich, nawet tylko zwierzęcych — z szybko ginącego gatunku, który nosi miano „rodzaju ludzkiego”, jest bez wątpienia
niedoskonały i powinien być zastąpiony doskonalszą rasą istot. Wszystko wydobyte i wybrane w ten sposób przez sztukę oczywiście gdzieś trwa i powinno służyć powstaniu nowych istot.

    W takich mimo woli chwiejnych i metaforycznych zwrotach chciałem dać pojęcie o pochodzeniu, istocie i celu rytmu, którego nosicielem jest na świecie poeta.

 

28 June 2013

Wynik odejmowania


http://www.loc.gov/rr/program/bib/brodsky/
Josif Brodski skończył pisać Znak Wodny w listopadzie 1989 roku. Ta książka - wyznanie miłości do Wenecji - to małe arcydzieło. A właściwie duże, nie bójmy się chwalić Mistrza.

            Powtarzam: Woda równa się czasowi, a pięknu dostarcza sobowtóra. Będąc po części wodą, służymy pięknu w ten sam sposób. Gładząc wodę, to miasto poprawia wygląd czasu, upiększa przyszłość. Na tym polega jego rola we wszechświecie. Miasto jest bowiem statyczne, podczas gdy my jesteśmy w ruchu. Dowodem - łza. My bowiem znikamy, a piękno pozostaje. My bowiem zmierzamy w przyszłość, podczas gdy piękno jest wieczną teraźniejszością. Łza jest próbą pozostania w miejscu, zostania z tyłu, złączenia się z miastem w całość. To jednak nie jest zgodne z regułami. Łza to spojrzenie wstecz, hołd, który przyszłość składa przeszłości. Ale też jest to wynik odejmowania tego, co większe od tego co mniejsze: piękna od człowieka. To samo z miłością: nasza miłość jest także większa niż my sami.

13 June 2013

Urodziny Williama Butlera Yeatsa


Zero stopni
 
nie poczujesz pogody w sobotni wieczór
będzie tylko zero stopni
częściowe zachmurzenie
możesz dostać prognozę e-mailem
otworzyć okno, odetchnąć
zero stopni, zimno
na ulicy za oknem
ktoś stoi na przystanku autobusowym
ręce trzyma w kieszeniach
kurtka nie wystarcza
pada deszcz, niewyraźne cienie
zero stopni
wychodzisz na jasno oświetloną ulicę
rytm kamery jest powolny
zauważasz – sklep z biżuterią, bar rybny
kota sąsiadów przechodzącego przez ogród
nie warto rozmyślać
byłeś sobą tylko chwilę
teraz kastaniety wystukują rytm
wznosisz ramiona
bezwiednie tańczysz
zero stopni
na zegarze

 

15 May 2013

Niejasne przeczucie

Petersburg Jarosława Iwaszkiewicza to książka niezwykła, jak każde wspomnienia. Nie dość, że możemy czytać o Witkacym, Puszkinie, carycy Katarzynie to czujemy Petersburg, z Newą, Newskim Prospektem i lwami na mostach. Jeden z rozdziałów to wspomnienia o Błoku. Przyjaźnił się z Tadeuszem Nalepińskim i wieloma Polakami. Pod koniec życia zaczął pisać poemat epicki Odwet, ale go nie skończył, zmarł zostawiając przejmujący tekst – „Nie dokonałem tego, co winienem był dokonać”.
Iwaszkiewicz opisuje temperament Rosjan i okazuje się, że może on charakteryzować wszystkich Słowian: wieczny niepokój, nieodparte popędy, aspiracje mętne i bolesne, skłonność do melancholii, przejmowanie się śmiercią i tajemnicą, skrajne emocje, instynkt namiętności, zdolności do wszystkich subtelności i wszystkich zapałów, zdolność do cierpienia i rezygnacji, jak również do buntu i nieokiełznania, wrażliwość na naturę na jej magię usypiającą i przerażającą, niejasne przeczucie wszystkiego co ciąży – fatalne i ciemne, tragiczne i nieproporcjonalne… jednym słowem  wszystko co wzbudza niepokój w naszych zachodnich przyjaciołach..

Dolor ante lucem

W zachodu krwawych, ostatnich promieniach,
Pragnący śmierci - nie czekam już na nic,
I znów dzień wstaje, brzask bije z otchłani,
Powraca męka codzienna istnienia.

Chciałem zło rzucić i dobro zostawić,
Poznałem śmierci trwogę i nadzieję -
I znów powracam, by patrzeć, jak dnieje,
By zło przeklinać, dobru błogosławić.

Boże mój, Boże - Panie nieomylny -
Czyś wszystkich równym obdarzył wyrokiem -
Człowiek śmiertelny, ku Tobie się wlokę,
Od jutrzni rannej do nocy - bezsilny.

3 grudnia 1899
Aleksander Błok
przekład Jerzy Liebert

Chmury nad Europą

Chmury zawsze nam towarzyszą, chociaż nigdy do nas nie należą.

                               Chmury nad Alpami
 
Chmury - Wisława Szymborska
Z opisywaniem chmur
musiałabym się bardzo śpieszyć -
już po ułamku chwili
przestają być te, zaczynają być inne.

Ich właściwością jest
nie powtarzać się nigdy
w kształtach, odcieniach, pozach i układzie.

Nie obciążone pamięcią o niczym,
unoszą się bez trudu nad faktami.


                               Chmury nad Barceloną

Jacy tam z nich świadkowie czegokolwiek -
natychmiast rozwiewają się na wszystkie strony.
W porównaniu z chmurami
życie wydaje się ugruntowane,
omal że trwałe i prawie że wieczne.


                               Chmury nad Hiszpanią

Przy chmurach
nawet kamień wygląda jak brat,
na którym można polegać,
a one cóż, dalekie i płoche kuzynki.


                               Niebo nad Madrytem

Niech sobie ludzie będą, jeśli chcą,
a potem po kolei każde z nich umiera,
im, chmurom nic do tego
wszystkiego
bardzo dziwnego.


                               Niebo na Sewillą


Nad całym Twoim życiem
i moim, jeszcze nie całym,
paradują w przepychu jak paradowały.


                              Niebo nad Lizboną

Nie mają obowiązku razem z nami ginąć.
Nie muszą być widziane, żeby płynąć.


 





13 May 2013

Ja w Lizbonie


nie pomyślałam
że moglibyśmy wyjść razem na lizbońską ulicę
białe domy i niebo
byłyby z nami
trzymałbyś moją dłoń
a ja głowę na twoim ramieniu położyłabym może
ulica pełna ludzi
mówiłaby nam o wszystkim
co przed nami

nie pomyślałam
o podróży, pociągu, o sercu
i o nagłej ulicy
o moim imieniu wypowiedzianym przez ciebie
kiedyś i teraz jeszcze







12 May 2013

Czasami poezja

Często jedynie poezja nas umacnia..



Federico Garcia Lorca - Zamęt

Czy moje serce jest twoim sercem?
W czym się odbija myśl moja?
Skąd we mnie ta namiętność?
Bez pamięci niespokojna
Dlaczego moje ubranie zmienia kolor co chwila?
Dlaczego na niebie widać gwiazd tyle?

Czy to ty?
Czy to ty czy też ja mój bracie?
Czyje są te ręce lodowate?
Widzę się przez słońca zachody
A wielkie ludzkie mrowisko po moim sercu przechodzi
Czy moje serce jest twoim sercem?

Kogoś, kto jasną duszą życie mi przepoi,
Iżbym w spokoju bożym wypoczął po męce,
Kogoś, kto rozszalałe serce uspokoi,
Kładąc na moje oczy miłosierne ręce.

Idę po szczęście swoje. Po ciszę. Do kogo?
Którędy? Ach, jak ślepiec! Zwyczajnie - przed siebie.
I wiem, że zawsze trafię, którą pójdę drogą,
Bo wszystkie moje drogi prowadzą do Ciebie.

06 May 2013

Thanks Jimi



Jak wspaniale jest zagrać razem przekonali się wszyscy na Thanks Jimi Festivalu – corocznym wydarzeniu upamiętniającym muzykę Jimiego Hendrixa. Festiwal jest organizowany we Wrocławiu od 2003 roku przez Leszka Cichońskiego, co roku podejmowana jest także próba bicia rekordu Guinessa we wspólnej grze na gitarach. Uczestnicy grają na żywo utwór "Hey Joe".
W latach 1988-89 spełniło się jedno z największych marzeń Leszka Cichońskiego: współpraca z  idolem lat dziecięcych -Tadeuszem Nalepą. W ciągu dwóch lat Leszek Cichoński nagrał z Nalepą album „To mój blues”, wystąpił na festiwalu Rawa Blues ’89 i zagrał w czasie tourne po USA i Związku Radzieckim.
Cichoński napisał kurs instruktażowy gry na gitarze oraz opracował i zarejestrował dwanaście odcinków telewizyjnego kursu Blues-Rock Guitar z udziałem Jerzego Styczyńskiego, Grzegorza Skawińskiego i Jana Borysewicza.
W 2003 roku Cichoński zainicjował Wielką Gitarową Orkiestrę, która na wrocławskim rynku wykonała słynny przebój Hendrixa „Hey Joe”. Od tamtego czasu rekord ten pobijany jest co roku pierwszego maja. Wrocławskie próby odbywają się w ramach Festiwalu „Thanks Jimi” poświęconego muzyce najsłynniejszego gitarzysty Świata – Jimiego Hendrixa. Prócz uczestników zjeżdżających do Wrocławia z całej Polski i świata, w czasie festiwalu można również posłuchać koncertów najbardziej znanych gitarzystów i zespołów rockowych z całego świata.
Pomysłodawcą próby bicia rekordu Guinnesa był Leszek Cichoński, który w 1997 roku podczas warsztatów „Blues Express” zebrał na scenie 17 gitar grających „Hey Joe”. 
Kolejny sukces to maj 2009: utwór „Hey Joe” na wrocławskim rynku zagrano na 6346 gitarach. Jak do tej pory to właśnie w 2009 roku udało się zebrać największą liczbę współuczestników, najwięcej gwiazd, stworzyć najfajniejszą atmosferę i rekord został oficjalnie wpisany do Księgi Rekordów Guinnessa. Gitarzyści z całej Polski zagrali wtedy utwór Jimiego Hendriksa „Hey Joe” oraz Deep Purple „Smoke on the Water”. Główną gwiazdą festiwalu był gitarzysta Deep Purple - Steve Morse, który niejako dyrygował nietypową gitarową orkiestrą.

Wszyscy mogą zagrać na festiwalu - dzieci, starsi, ci którzy mają za sobą gitarową karierę i ci którzy gitarę mają może po raz pierwszy w rękach.
Liczy się magia wspólnego grania, radości i tego jednego momentu kiedy wszyscy podnosimy do góry gitary - Thanks Jimi!
Do przyszłego roku!


Ilość gitarzystów w poszczególnych latach:
2003 - 588
2004 - 916
2005 - 1201
2006 - 1581
2007 - 1881
2008 - 1951
2009 - 6346
2010 - ok. 4000
2011 - 5601
2012 – 7273
2013 - 5743


Księga Henrykowska


Liber fundationis claustri sanctae Mariae Virginis in Heinrichow (Księga założenia klasztoru świętej Marii Dziewicy w Henrykowie) – to nasz skarb narodowy, cenny dokument hisoryczny i językowy – 51 stron pergaminowych spisanej po łacinie kroniki opactwa cystersów w Henrykowie na Dolnym Śląsku. Jej autorem jest Piotr, opat klasztoru. Miał to być spis dóbr klasztornych w związku z niestabilną sytuacją po najeździe mongolskim w 1241.
Księga znajduje się obecnie w Muzeum Archidiecezjalnym we Wrocławiuna Ostrowie Tumskim, a jej kopia w pocysterskim opactwie w Henrykowie.
Pierwsze wydanie Księgi Henrykowskiej miało miejsce w 1854 roku. W tej księdze znajduje się pierwsze zdanie w języku polskim.
Autor wymieniając pierwszego posiadacza ziemi w Brukalicach, Czecha Boguchwała, opisał: Boguchwał patrząc na żonę, chłopkę grubą i niezdarną, zatrudnioną przy żarnach, litując się nad nią rzekł do niej” "Day, ut ia pobrusa, a ti poziwai!" Tak ów Czech na zmianę mełł z żoną. W ten sposób zdanie przekazane na piśmie, uchodzi za pierwsze, pełne zdanie zapisane w języku polskim.

05 May 2013

Numer Ostatni

Nieodmiennie czuję to samo, gdy biorę do rąk ostatni numer Kultury. Smutek i ogromny szacunek. Książę Giedroyc zmarł w 2000 roku i Kultura przestała wychodzić. Taka była jego nieodwołalna decyzja. My możemy tylko żałować, ale czy byłby godny następca niepowtarzalnego Redaktora? Gdy przeglądam artykuły w numerze ostatnim, smutnieję - przecież nie żyje już Leopold Unger, który napisał - Widziane z Brukseli (nie zapomniał dodać - ostatni raz). Wielu współpracowników Jerzego Giedroycia poszło już za nim w niewiadomą drogę do wyśnionej Polski. W 2003 roku zmarła jego wierna Zofia Hertz, w 2010 roku - brat Henryk Giedroyc.
Chociaż wiem, że świat nigdy nie stoi w miejscu, że wszystko dookoła nas musi się zmieniać, często trudno mi pogodzić się ze stratą tak dotkliwą. Filmy z Redaktorem Kultury mam do dziś na starych kasetach. Czasami wyciągam je z lamusa i chłonę tę piękną polszczyznę, tę nostalgię za naszym nieokiełznanym krajem, która brzmi w Jego głosie i tę mądrość, która pozwoliła nam przetrwać do upragnionej i przewidywanej przez niego Wolności.
Niech dopełnieniem tego tekstu będzie Przesłanie Jerzego Giedroycia, które ukazało się w "Biografii na cztery ręce"

http://www.tygodnik.com.pl/ludzie/giedroyc/wspomnienie.html

PRZESŁANIE

Jeśli spojrzeć na historię Polski z lotu ptaka, to uderza ogromna ilość sprzeczności. Państwo i naród powstały z pokrewnych plemion złączonych siłą przez pierwszych władców: Mieszka I i Bolesława Chrobrego. Było to początkowo dość niespójne, gdyż podziały i odrębności dzielnicowe trwały bardzo długo. Kraj był nadto rozdarty między Wschodem a Zachodem. Ilustruje to historia dynastii piastowskiej, na którą tak lubią powoływać się polscy nacjonaliści. Wszyscy monarchowie żenili się na przemian z księżniczkami ruskimi i niemieckimi, których wpływ był ogromny, również w polityce. Kto na przykład uratował dynastię i zachował koronę dla Kazimierza Odnowiciela, jak nie jego matka, Rycheza, której rola jest mało znana i spotwarzana do tego stopnia, że gdy nie tak dawno Niemcy zaproponowali przeniesienie jej szczątków do Polski, spotkało to się ze sprzeciwem kardynała Wyszyńskiego.

Polska dała w swej historii dowody zadziwiającego liberalizmu: przyjęła Żydów i nadała im prawa w okresie, gdy byli prześladowani w reszcie Europy, a w czasach triumfującej gdzie indziej kontrreformacji pozwoliła protestantom − nawet antytrynitarzom − na praktykowanie ich wiary i objęła opieką Akademię Mohyły w Kijowie. Ale Polska dała też dowody fanatyzmu religijnego, który spowodował walkę z husytyzmem − co przekreśliło możliwość związania się z Czechami − a później znalazł wyraz w prześladowaniach innowierców.

Cechą naszej polityki zagranicznej było stale uzależnianie się od innych ośrodków: od Watykanu czy od Habsburgów, połączone jednocześnie z ogromną prowincjonalnością. Wplątaliśmy się niepotrzebnie w wojnę z Turcją. Zwycięstwo pod Wiedniem było wielkim wyczynem wojskowym, ale błędem politycznym. Później, przez cały XIX wiek, to właśnie Turcja była jednym z poważnych ośrodków naszej działalności niepodległościowej.

Przy tym wszystkim atrakcyjność Polski była zdumiewająca. Potrafiliśmy wchłonąć kolonistów niemieckich, z których powstało polskie mieszczaństwo. Zasymilowaliśmy znaczne odłamy inteligencji żydowskiej. Spolonizowaliśmy również elity litewskie i ukraińskie. Jesteśmy krajem, który ma wspólnych bohaterów z sąsiadami: Adam Mickiewicz jest wielkim poetą polsko-litewskim; Kościuszko i Traugutt należą zarazem do Polaków i Białorusinów. Tę listę można by znacznie przedłużyć.

W tej dziwnej łamigłówce kryją się nasze wielkie szanse. Taką szansą może być nasza polityka wschodnia. Nie wpadając w megalomanię narodową, musimy prowadzić samodzielną politykę, a nie być klientem Stanów Zjednoczonych czy jakiegokolwiek innego mocarstwa. Naszym głównym celem powinno być znormalizowanie stosunków polsko-rosyjskich i polsko-niemieckich, przy jednoczesnym bronieniu niepodległości Ukrainy, Białorusi i państw bałtyckich i przy ścisłej współpracy z nimi. Powinniśmy sobie uświadomić, że im mocniejsza będzie nasza pozycja na wschodzie, tym bardziej będziemy się liczyli w Europie Zachodniej.

Dzieje Polski cechuje stara tendencja do osłabiania władzy wykonawczej: słynne pacta conventa, anarchistyczna złota wolność, liberum veto. Przede wszystkim powinniśmy zmienić mentalność narodu. Wymaga to wzmocnienia władzy wykonawczej oraz kontroli sprawowanej nad nią przez Sejm. Wymaga to przebudowy systemu parlamentarnego, by wyeliminować zeń partyjnictwo i prywatę. Wymaga wprowadzenia rządów prawa i nieustępliwej walki z korupcją we wszystkich jej postaciach i odmianach. Wymaga prasy zarazem wolnej i przepojonej poczuciem odpowiedzialności. Wymaga rozdziału Kościoła od państwa. Wymaga poszanowania praw naszych mniejszości narodowych; musimy pamiętać, że jest to warunkiem dobrych stosunków z sąsiadami. Zdając sobie sprawę, że katolicyzm jest wyznaniem znakomitej większości narodu, musimy dbać również o Żydów, mahometan i protestantów oraz o prawosławie, które jest wyznaniem wielu obywateli polskich, a zarazem wyznaniem panującym w Rosji, na Ukrainie, na Białorusi.

Jest to ogólny zarys mojej wizji Polski, o której realizację walczyłem całe życie.

Jerzy GIEDROYC
("Autobiografia na cztery ręce", oprac. K. Pomian, Warszawa 1994)

02 March 2013

Spokój jest celem drogi



Istota Drogi nie jest określona:
Chociaż istnieją nazwy, głęboka treść słów
Pozostaje nieuchwytna.

Droga jest pusta i nigdy się nie wypełnia,
Choć nieustannie działa.
Tam, w głębi, wciąż widać
Początek wszystkiego:

Zaiste, spokój jest celem Drogi.

W ciszy i spokoju
Wytyczonych ścieżek
Dotykam nieskończonej pustki,
Gdzie wspólne jest krążenie rzeczy.

Jeśli wszedłeś na Drogę,
Stajesz się Drogą,

Możesz poznać świat,
Nie wychodząc z domu,
Możesz ujrzeć swoją Drogę,
Wyglądając przez okno.
Im dalej pójdziesz,
Tym mniej będziesz rozumiał

Powściągnij zmysły,
Zatrzaśnij wejścia do swego ciała i umysłu,
Pozwól, by rzeczy ostre stępiły się,
A zagmatwane rozwiązały,
By wygasł niepokój
I złagodniało światło.

Człowiek mężny, który odważy się działać,
Może zginąć;
Jeśli się nie odważy, ocali życie.
Tak jedno, jak i drugie pociąga za sobą
Złe i dobre skutki.

Z Drogi Lao Tse

16 February 2013

Skrzypce z głową smoka

Rodzina Grobliczów to zasłużeni twórcy instrumentów. Pierwszy przedstawiciel lutniczej rodziny to Marcin Groblicz (1530-1609).Wszyscy lutnicy w tej rodzinie nosili imię Marcin. Skrzypce wyprodukowane przez Marcina I były zaczątkiem charakterystycznej, lutniczej szkoły krakowskiej.

Były to instrumenty szczególne z rzeźbioną główką smoka. Miały także płytką wklęskę. Zachowało się tylko 20 instrumentów z jego pracowni. (W Muzeum Instrumentów Muzycznych w Poznaniu można oglądać 12 z nich). W Muzeum Narodowym w Krakowie zachowała się wiola da gamba Marcina Groblicza I z 1601 roku. Skrzypce wykonywane były z drzewa jaworowego.

Następni Grobliczowie to – Marcin II, o którym nie ma przekazów i Marcin III po którym pozostały tylko jedne skrzypce zachowane do naszych czasów.

Marcin IV Groblicz żył w XVII wieku zmarł około 1719 roku w Krakowie. Był lutnikiem i skrzypkiem. Pracował również w Poznaniu grając w Collegium Musicorum. Pozostał po nim niezwykły dokument – bo oskarżenie pisemne o niewywiązanie się z umowy zawartej z Kasprem Kintzlem, powroźnikiem poznańskim, wg której miał nauczać syna tegoż „artis liberalis kunsztu ręcznego w różnych sztukach”. Marcin Groblicz V przeniósł się do Warszawy i tam produkował swoje skrzypce, które zachowały się i datowane były – 171, 1732, 1735, 1738 i 1766.

Charakterystyka skrzypiec Groblicza:

Wydłużony korpus rezonansowy instrumentu, płytkie wycięcia w CC, rozszerzona talia, krótkie narożniki, żyłka często podwójna, umieszczona stosunkowo blisko brzegu, wykonana z drewna owocowego, sklepienia dość wysoko rzeźbione, otwory rezonansowe osadzone w sumie nisko z dużymi oczkami dolnymi i górnymi i z ostro zakończonymi języczkami, przeważnie boczki i spód wykonane z jaworu oczkowego, świerk o gęstych słojach, główka zamiast zwoju ślimaka często przedstawia głowę smoka, misternie rzeźbionaz reliefowym ornamentem roślinnym na zewnętrznych ściankach komory kołkowej.
Cechy stylistyczne szkoły krakowskiej wskazują na pokrewieństwo ze szkołą bresciańską (Wlochy). Przypuszcza się, że w sporej ilości skrzypiec z polskich warsztatów lutniczych, zmieniono karteczki rozpoznawczei tym samym dzisiaj traktowane sa jako instrumenty pochodzenia włoskiego.


http://www.lukaswronski.com/historia.htm



27 January 2013

Zaufaj Sobie


Wiek XXI stał się dla nas prawdziwą podróżą. Podróżują wszyscy, bogaci i biedni, jeżdżą na wczasy, na wyrafinowane wyprawy do niesamowitych miejsc.
Wraz z ogromną dostępnością podróży przyszła ich demistyfikacja – zwiedzanie zabytków staje się codziennością turysty, nawet tego historycznie świadomego.
Witold Gombrowicz był we Włoszech w 1938 roku, swoje znakomite wspomnienia opisał w esejach.
Jest jak zazwyczaj bystrym ironistą, ale czy nie czujemy w głębi serca zgody na jego sądy o krainie, do której wjeżdża – Uroczysta chwilo! W tym uroczystym momencie wjazdu mego do krainy włoskiej skupiłem się duchem , by wycisnąć z siebie choć szczyptę głębszej myśli.
Muzea nazywa – luksusem plastycznym, przyprawiającym swoim nadmiarem o ból głowy. Niech poczują się rozgrzeszeni ci, którzy po kilku muzealnych salach szukają w zawiłych korytarzach, wyjścia. Nie każdy musi czuć się zachwycony. 
Rzecz dziwna, jak bardzo antyhistorycznie nastrajają widoki, choćbyś nie wiem, jak długo przygotowywał sięi ćwiczył duchem gdy na koniec staniesz oko w oko ze wspaniałym zabytkiem dziejowym wszystko ulatnia się z ciebie i po prostu wgapiasz się czas dłuższy w kamień z duchem pustym; po czym z wolna odchodzisz z duchem tępym. Piekielne otępienie ducha.
Nie bierzcie przykładu z Mistrza Gombrowicza, oby was otępienie ducha nie spotkało w jakiejś słynnej galerii, stojąc przed obrazem, który wymarzyliście sobie zobaczyć.
Aby was też jednak nie chwycił przymus podziwiania dzieł uznanych i wydawania głuchych jęków, które słyszał u duńskich turystek – Gombrowicz.
Często nie umiemy zareagować na własne odczucia, dzieło które podziwiają wszyscy jest nijakie, albo nie możemy go dobrze ocenić za pancernymi szybami. I tłum, wielonarodowy, szurający, ziewający i wzdychający. Jak oglądać cokolwiek, jak mieć dystans, jak pokonać szmat czasu, który dzieli nas od dzieła. Choćbyśmy przeczytali wszystkie potrzebne książki musielibyśmy mieć czas na zastanowienie, ciszę, na kontemplację. No i autentyczne zainteresowanie, bez tego ani rusz. Wszystkie najwspanialsze nazwiska malarzy, królów, cesarzy bledną przy naszej świadomości obecnej chwili. Miniony świat jest tylko jak lustro. To ja żyję i jestem tutaj, w galerii, w pałacu, w Rzymie, Paryżu. Liczy się mój czas, chciałoby się powiedzieć. O tych wielkich mogę pamiętać, ale mogę o nich nawet nie wspominać. To jest jak okrucieństwo pamięci i wyboru. 
Kazimierz Brandys w Listach do pani Z, radzi: Podziwiać, żałować, uciekać.
Nasz umysł powinien mieć środki obronne przed nadmiarem piękna.
I gdy chcemy wzbudzić dreszcz emocji zawodzi nas, wtedy czujemy, że coś jest nie tak, że to, co wyśniliśmy nie spełnia się.
Może najpiękniejsze jest podróżowanie swobodne, dające możliwość wsłuchiwania się w atmosferę i w siebie.
Trust yourself –  i nie nauczy nas tego żaden 10-cio punktowy internetowy program – Jak szybko i bezboleśnie nauczyć się ufać sobie.

Trust Yourself – Bob Dylan