ty dotykałaś dłonią,
nad czym w noc głuchą, wronią
pochylałaś się, strzegąc.
Tam tylko byłem, co
rozróżniałaś tam, w dole:
w licach zatartych, w czole
rysy nawykła ciąć.
Tyś to trącała przecież
zmysł, by drżał, by nie usnął,
mnie małżowinę uszną
lepiąc w gorącym szepcie.
Tyś to w wilgotną głąb
krtani, w łuki podniebień,
kiedy wzywałem ciebie,
giętki wkładała głos.
Ślepy byłem, lecz szłaś -
przesłonięta i jawna -
wzrok wszczepiając mi z nagła.
Tak zostawia się ślad.
I tak światy się stwarza,
a stworzone - od nowa
zaczynają wirować
i datami obdarzać.
Tak, to blaskiem, to mgłą
spowity ziąbem, ogniem,
wśród przestworzy samotnie
krąży zbłąkany glob
1981
tłum. W. Woroszylski
photo: http://www.slobodnaevropa.org/content/jozef_brodski_godisnjica_rodjenja/2051358.html