Akt
dramatu polega na walce poety z pospólstwem, czernią, na nieuchronnym
przystosowaniu się poety, jako niedoskonałego organizmu,
zdatnego tylko do wewnętrznego bezkresnego życia — do czerni jako organizmu
nadającego się tylko do życia zewnętrznego. Kończy się to zawsze zgubą
poety jako instrumentu, który rdzewieje i traci dźwięczność w warunkach
otaczającego zewnętrznego życia. To życie ma rację: niczego ono prócz pożytku
nie potrzebuje, wszystko co ponadto, uważa za wroga, który pragnie stare
życie unicestwić, aby stworzyć w jego miejscu nowe.
Instrument
ginie, zrodzone przezeń dźwięki zostają i nadal sprzyjają temu celowi, dla
którego stworzona jest sztuka: doświadczaniu serc, dokonywaniu wyboru w zwałach
ludzkiej szlaki, wydobywaniu pierwiastków nieludzkich — gwiezdnych,
demonicznych, anielskich, nawet tylko zwierzęcych — z szybko ginącego
gatunku, który nosi miano „rodzaju ludzkiego”, jest bez wątpienia
niedoskonały i
powinien być zastąpiony doskonalszą rasą istot. Wszystko wydobyte i
wybrane w ten sposób przez sztukę oczywiście gdzieś trwa i powinno służyć
powstaniu nowych istot.
W takich mimo
woli chwiejnych i metaforycznych zwrotach chciałem dać pojęcie o
pochodzeniu, istocie i celu rytmu, którego nosicielem jest na świecie poeta.